Pokuta i zadośćuczynienie

Pokuta i zadośćuczynienie

Biskup Stanisław Stefanek TChr
Nowy katechumenat w domu rodzinnym


Najczęściej sakrament pojednania określamy mianem sakramentu pokuty – może na zmianę z nazwą sakrament spowiedzi. Tak określony sakrament stawia nas wobec ważnego pytania: jak spowiedź św. odprawić, aby owocem było nawrócenie, o którym już trochę rozmawialiśmy. Najczęstsza praktyka, z którą spotykamy się przy spowiedzi, kojarzy słowo pokuta z jakimś zadaniem, które spowiednik nam zleca. Zwykle jest to modlitwa wyznaczona do odmówienia, albo jakiś czyn miłości bliźniego; rzadziej spotykamy się z wyznaczeniem pokuty bardziej dostosowanej do duchowej sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Przez to uproszczenie traktujemy niekiedy pokutę jako cenę, którą trzeba w sklepie zapłacić za otrzymany produkt. Nie tylko sam fakt konieczności opłaty, lecz także atmosfera, chociażby taka jak różnica w cenie: tanie lub drogie produkty zwracają naszą uwagę. Mówi się przecież: ten ksiądz zadaje małe pokuty, a ten jest surowy i zadaje zawsze surowsze pokuty. Te obserwacje, które możemy odnotowywać niezwykle często w jakimś wymiarze, wypełniają program naszego życia sakramentalnego; jednakże powtarzane przez dłuższy czas mogą pozostawić w nas świadomość niezwykle płytkiego podejścia do sakramentu pojednania.
Tekst w Księdze Proroka Ezechiela doskonale ilustruje istotę tej pracy duchowej związanej ze spowiedzią św. Bóg zapowiada narodowi Izraela czas nawrócenia i oczyszczenia, a mówi to słowami niezwykle plastycznymi: „I dam wam nowe serce i nowego ducha tchnę do waszego wnętrza, kamienne serce wam odbiorę, a dam wam serce z ciała” (Ez 36, 26). Ta wymiana serca kamiennego na serce żywe, wrażliwe, cielesne doskonale ilustruje istotę pokuty. Przede wszystkim ma być to wymiana mojego wewnętrznego umotywowania wobec programu życiowego, jaki podejmuję. Na pierwszym miejscu stawiam pytanie: gdzie jest przyczyna grzechów, które wyznałem, która słabość najbardziej rzutuje na moje czyny? Trzeba więc rozeznać siebie i swoje nieudane chwile w źródle tych niepowodzeń. Mówiąc krótko, należy zaniechać czynów, nie tylko w zewnętrznej formie, lecz także przekonać się wewnętrznie o szkodliwości motywu, dla którego te czyny pojawiają się w moim życiu. Tu sporą przeszkodą są pewne prawa psychologiczne mówiące mówią, iż przyzwyczajenie jest drugą naturą. A więc życie w grzechu przez dłuższy czas może stłumić w nas wrażliwość na zło. Możemy się przyzwyczaić do zła, uważając ten stan ducha za normalny, właśnie za drugą naturę.
Z tego tytułu pokuta związana z sakramentem pojednania ma te dwa poziomy. Pierwszy istotny to zmiana przekonania, zmiana świadomości, zmiana oceny swoich czynów. Ale jest też konieczny drugi poziom: znaki zewnętrzne, które potwierdzają tę zmianę. Niekiedy bywa tak, że chcielibyśmy się ograniczyć tylko do znaków zewnętrznych. Właśnie tak, jak czynimy we wspomnianym wyżej przykładzie ze sklepu: zapłaciłem, jestem wolny.
Natomiast Pismo Święte podpowiada nam, że znaki zewnętrzne, które można złączyć w trzy duże grupy: modlitwa, post i jałmużna, mają zabezpieczać naszą słabość przed łatwym powracaniem do poprzedniego stylu postępowania. Z drugiej strony prawdziwość tych znaków, szczerość naszej modlitwy, postu i jałmużny wymagać będzie faktycznej zmiany serca z kamiennego na to wrażliwe, ludzkie, na serce z ciała. W ten sposób nasza natura duchowa i fizyczna w całości jest zaangażowana do zmiany postępowania. Pokuta jest prostą konsekwencją nawrócenia.
Był przerost znaków pokutnych w historii duchowości chrześcijan. Takie praktyki jak niezwykle surowe posty czy biczowanie siebie; wręcz całe procesje odpowiednio ubranych pokutników miały prowokować do zmiany myślenia społecznego. W takiej sytuacji bardzo łatwo o teatralność, czyli o wyeksponowanie zewnętrznej formy pokuty. Ale może być też błędne podejście do tej praktyki przez ograniczenie się tylko do przeżyć duchowych – nie muszę na zewnątrz objawiać stanu ducha. Nawet znalazłyby się w tekstach prorockich potwierdzenia, że pokuta to nie znaczy smutek, to nie znaczy zaniedbanie wyglądu twarzy, odzieży. Pokuta nie może ograniczyć się tylko do aktów woli i serca bez objawiania naprawy swojego postępowania w wymiarze czynów zewnętrznych.
Tu znów wracamy w wyjaśnianiu pokuty do naszej natury. Jesteśmy duchem cielesnym i ciałem duchowym. Ale dochodzi jeszcze jedno poważne zobowiązanie. Nasze czyny wobec bliźnich wymagają zadośćuczynienia, czyli naprawy zła w rozmaitych wymiarach. To też należy omówić ze spowiednikiem, ponieważ zadośćuczynienie wchodzi wewnątrz aktu pokuty. To nie jest tylko zimne rozliczenie się z kimś, komu mogę nawet drogą elektroniczną zwrócić cenę wyrządzonej szkody. To jest spotkanie z tą osobą w duchu i we wzajemnej relacji. Zadośćuczynienie jako akt pokuty staje się okazją do przywrócenia mojego społecznego zbliżenia do drugiego człowieka. Właściwie podjęta pokuta jest budulcem więzi międzyludzkich.